SkiFever.pl

Tak mi przyszedł do głowy pomysł aby podzielić się uwagami na temat szkół narciarskich i instruktorów.
W tym dziale możemy podzielić się swoimi uwagami dotyczącymi szkolenia naszych dzieci przez instruktorów, ocena szkoły jako ogółu raczej nie wchodzi w grę no chyba że zawsze co sezon możemy spotkać tam tych samych instruktorów lub poziom nauczania zawsze jest wysoki a podejście w pełni profesjonalne, myślę że warto by polecać sobie konkretnych instruktorów z którymi mieliśmy kontakt i opisać nasze subiektywne odczucia czy nam się podobało co nie czy warto było wydać pieniądze na szkolenie naszych pociech.

Pozdrawiam

Bardzo dobry temat i aż zazdroszczę, że to nie ja go wymyśliłem.

Moim zdaniem:

Po pierwsze zwróciłbym uwagę na stok do szkolenia. najczęściej są to wycinki stoku " z łaski" oddzielone od całości. Jeśli taki stoczek nie ma na końcu wypłaszczenia, lub przeciwstoku, to z góry bym go skreślił. Tu należy zwrócić uwagę , czy kolejka do wyciągu nie blokuje końcówki zjazdu. Niestety stok wybieramy pod siebie, a to dla dziecka jest często "substytutem". Proponuję w tym sezonem stawić dziecko na priorytecie.

Co do instruktorów to sprawa się komplikuje. W mojej nowej książce którą SkiFever pozwolił mi zaprezentować , zwróciłem uwagę na metodykę szkolenia. Moja metodą "bez- oporową" niestety szkoli tylko garstka, więc dalej nie rozwijam tematu, bo jest on na jednym z wątków forum.
Na co sugeruję jednak zwrócić uwagę, to na popularność (czytaj wielkość) stoku, co się przelicza na ilość instruktorów w szkółce. W małej szkółce, gdzie jest 5-6 instruktorów, postęp naszego dziecka jest zapamiętany i może być kontynuowany. W dużych ośrodkach przy 20-30 instruktorów mamy małe szanse kontynuować naukę "ze swoją panią", a na pewno nic nie będzie ona (on?!) pamiętać z poprzedniej lekcji.

jeszcze zdanie o uprawnieniach. Utarło się (dzięki silnej propagandzie) , że instruktorzy SITN są lepsi. Nie będę z tym polemizował. Przeszedłem oba szkolenia i moim zdaniem:
To, że instruktor jest świetnym narciarzem i zawodnikiem ( na co usilnie zwraca uwagę SITN) nie świadczy, że jest dobrym pedagogiem. Gdyby tak było to medale by zdobywał Apoloniusz , nie Adam. Szkoleni na kursach AWF mają dodatkowe zajęcia z teorii, pedagogiki, anatomii i organizacji imprez, co nie jest bez znaczenia w pracy nauczyciela, jaką jest praca instruktora jazdy na nartach. A tak na marginesie, to dobrze jest zobaczyć legitymację naszego Pana, czy w ogóle jest instruktorem.

Na koniec, temat - deser. Uczenie dziecka, jeśli się samemu nie jeździ na nartach, jest błędem (niestety częstym). Najlepiej się uczyć razem z dzieckiem. Istnieją takie szkolenia, niestety rzadko. W przypadku małych dzieci, w wieku przedszkolnym, obecność rodzica jest wręcz wskazana.... ale to tylko moje zdanie.

Pozdrawiam

Z marca ubiegłego roku:
Otóż byłam wczoraj (niedziela) z moją bratanicą na nartach w Sieprawiu koło Krakowa
na wyciągu szkolnym. Zobaczyłam instruktorkę ze szkoły Siepraw-Ski uczącą
dziewczynkę około 5-letnią jazdy na nartach.
Dziecko przez kilka zjazdów miało zupełnie rozpięte buty!!! Podeszłam
w związku z tym do opiekunki dziecka (pani bez pojęcia o narciarstwie), zwracając jej na to uwagę.
Opiekunka, gdy dziecko i Pani Instruktor przejeżdżały obok niej spytała się, czy buty nie powinny być
zapięte. Odpowiedź Pani Instruktor brzmiała: "nie ma to znaczenia".

Mam nadzieję, że podzielacie moje zdanie, iż zapięte buty mają
kolosalne znaczenie w pierwszych godzinach nauki jazdy na nartach.
Oprócz tego, że stopy dziecka tylko wstawione w luźny but, nie mają
szans nawet spróbować przesunąć nart po śniegu (a niedzielę był
ciężki i mokry), to jeszcze, co chyba najbardziej niepokojące uwłacza
to wszelkim zasadom bezpieczeństwa dziecka!!!
Tak, że raczej nie polecam tej szkoły.
W załączniku zdjęcia.

Fun patrząc na te dwa zdjęcia dziewczynka cały czas jest trzymana za rączkę to raczej nie była nauka jazdy na nartach tylko spacer, to co się tam działo raczej nie miało wiele wspólnego z nauką, tylko czy to jest wina szkoły Siepraw-ski ?? czy instruktorów którzy byli tam zatrudnieni a w tym sezonie nie koniecznie ta Pani musi dalej tam pracować może wdrażać swoje nowatorskie pomysły gdzie indziej.

Gdy mój Maciek stawiał swoje pierwsze kroki zawsze lądował na lekcjach z tą samą Panią instruktor lekcje odbywały się na Kaniówce szkoła Fun Ski niestety w następnym sezonie coś się pozmieniało i Pani już nie było a miała super kontakt z dzieciakami potrafiła im przekazać wiedzę po dziecinnemu tak aby zrozumiały i się świetnie bawiły, podobnego instruktora spotkałem w Suchej Dolinie gość zajmował się tylko dziećmi i też super się z nimi dogadywał nie było sytuacji aby któreś dziecko nagle przerwało zajęcia wszystkie bawiły i uczyły się doskonale, jedynym sposobem na znalezienie takiej osoby jest obserwować instruktorów na Kaniówce i Kukoszce było z tym łatwo bo stoki krótkie więc można się przyjrzeć pracy instruktorów i wybrać taką osobę która nam odpowiada ale na normalnym stoku jeżeli żaden rodzic nie jeździ to jest on w trudnej sytuacji nie ma szans na podejrzenie jak instruktor odnosi się do dziecka jak zachowuje gdy dziecko wywróci po raz 10 i trzeb mu pomóc aby się podniosło.


Pozdrawiam

Oczywiście, że masz racje, ale temat brzmi "szkoły polecane bądź nie" i chcę tylko zwrócić uwagę, że trzeba uważać. Nie mówię, żę to wina Siepraw ski, chociaż w odpowiedzi na mojego maila ze zdjęciami, twierdzili, że to bardzo doświadczona instruktorka, i że może buty były źle dopasowane i uwierały dziecko. Chodzi mi bardziej o to, że niedoświadczona narciarsko dobra mama, słono zabuliła za godzinę zajęć, a dziecko spędziło ją w rozpiętych butach. Nikt nie jest alfą i omegą, ale ku przestrodze piszę.
JA też uczę i wiem "z czym to się je"...
Nie chcę nikogo urazić, chcę tylko pokazać, ze różne sytuacje mogą się na stoku zdarzyć,

pozdrawiam,

Taki dłuższy cytat z artykułu o pracy instruktora Praca dziesięć godzin na śniegu bardzo spodobało mi się to co powiedziała Pani Karolina

"Gdy instruktor pod opiekę dostanie kilkuletnie maluchy, przejmuje nawet obowiązki rodzica. - Trzeba wytrzeć nos, pomóc z toaletą. Niektórzy koledzy mają z tym problem - przyznaje Karolina. Ale nauka tych kursantów przynosi mnóstwo satysfakcji. - Miałam kiedyś grupę czterech 3-latków. Trzech stanęło na narty, a jeden chłopczyk przez cały czas zjeżdżał na mojej narcie uczepiony mojego uda. Byłam pewna, że już się nie nauczy, nie tym razem. Ostatniego dnia zorganizowałam zawody - slalom. I ten mały mówi do mnie: ciociu, startuję sam. Jak przejechał, miałam łzy w oczach, jego rodzice też - opowiada."

Pozdrawiam

Genialna opowieść. Faktycznie trzeba mieć cierpliwość. To zawód jak każdy inny, zatem są i tacy którzy wykonują go z powołania jak i tacy którzy robią to z innych pobudek.

Mój chrześniak zaczynał od jazdy z instruktorem na rodzimej Kotelnicy gdy miał 4 lata. To były wypady z rodzicami na weekend. Dzisiaj wspólnie jeżdżą w Aply na rodzinne urlopy zimowe, ale Młody wciąż korzysta ze wsparcia instruktorów za dodatkową opłatą. Ale widać z sezonu na sezon że to sie opłaca. gdyby dziecko jeździło tylko w PL zgodnie twierdzimy, że nie byłby na takim poziomie jak jest dzisiaj.

Koral napisał:
Koral możesz rozwinąć tą myśl ??? nie za bardzo rozumiem dlaczego jeżdżąc tylko w Polsce nie osiągnął by tego poziomu ???

Pozdrawiam

Łysy to takie ogólniki znam takich co to im ani instruktor ani Alpy nie pomogą a ja bym chciał konkrety, może dziecko ma talent może prócz tych Alp nadal ujeżdża również polski stoki wiadomo że im więcej czasu na stoku tym umiejętności rosną a zwłaszcza pod okiem fachowca uważasz że w Polsce nie da się nauczyć jeździć na nartach jest aż tak źle ???

Po za tym nie wiesz, ja również jak jeździ ten malec więc to takie gdybanie bo to co dla jednych jest sufitem dla drugich może być podłogą ....

Ja bym chciał usłyszeć przeczytać coś więcej ile tych sezonów już jeździ, ile godzin z instruktorem, jakim polskim włoskim francuskim, gdzie jeździ i po czym, jeżeli ktoś uważa że w Polsce dziecko nie zrobiło by takich postępów to jestem ciekaw dlaczego ??? bo chyba są jakieś obiektywne powody tych postępów a nie tylko Alpy długie stoki i świetnie przygotowane stoki oraz wyobraźnia ???

Pozdrawiam

Prosta sprawa... nawet na moim przykładzie...

Spędziłam w Białce kilka cudownych dni poznając tajniki jazdy... oczywiście większość czasu spędziłam w kolejkach do wyciągów, chyba że była z instruktorem... ale wiadomo, że to nie przez cały wyjazd.

Będąc w Austrii przez 5 dni miałam prawie puste, szerokie stoki, zero kolejek i obaw o potrącenie na stoku... tras niebieskich było od chol...ry w naszej ukochanej Białce kilka górek, które nie były połączone z Kotelnicą, więc musieliśmy podzielić rodzinę na tych na "oślej łączce" i tych czerpiących radość z jazdy...

Wymieniać dalej?

Na tak co do tłoku i możliwości skorzystania z tras to faktycznie macie rację, dzisiaj akurat trafiłem na film z kamer gdzie grupa około 10 dzieciaków ma lekcje na Kotelnicy to jakaś masakra nie wiem czy nie lepiej zabrać takie dzieciaki na jakiś mniejszy stok gdzie nie ma tylu narciarzy niech tam stawiają swoje pierwsze kroki i nie chodzi mi o to że przeszkadzają czy coś w ten deseń ale jazda w takim tłoku to żadna frajda trzeba mieć oczy dookoła głowy a tu jeszcze dziecko ma patrzeć na instruktora i wykonywać jego polecenia za dużo chyba bodźców dla dzieci.



Pozdrawiam

No niestety jest to głupota - tylko czyja? Rodziców, którzy posyłają dzieci na tak zapchany stok, czy instruktora, który w tym samym czasie, na tym samym karnecie ma stok prawie pusty, tylko w Kaniówce (ale idealny by te dzieciaczki pouczyły się w spokoju i bez tych dzikich tłumów - i często całkowicie nieodpowiedzialnych dorosłych)

W Kaniówce sytuacja wygląda tak:

Ich jest tam jak mrówków!!! Porażka. Ja do tej pory mam takie "lęki", że ktoś we mnie wjedzie, że zajedzie drogę... a pamiętam ten strach na początku nauki. To niesamowicie paraliżuje gdy stawia się pierwsze kroki...

Ja posłałam moją 4 letnią córkę na kurs 5 dniowy w Podstolicach. Jestem z Krakowa więc wybrałam ten stok ze względu na odległość. Stacjonuje tam szkoła narciarska Fun School. Dziecko już samodzielnie jeździ i skręca:) Przez 5 dni zostawiałam córkę na 2 godziny zajęć z instruktorem w grupie. Podpatrywałam jej postępy i podobało mi się podejście instruktorów do dzieci - rozgrzewka w formie zabawy, gdy dziecko miało katar,instruktor wycierał nos; pomagał w zapinaniu butów, nart. Dodatkowym plusem było to, że kurs jest tańszy niż indywidualne lekcje - choc wiadomo, czasami są takie dzieci dla których lepszym rozwiązaniem jest lekcja indywidualna.

Adrianna możesz napisać coś więcej w jakich godzinach odbywało się szkolenie ile było w tym jazdy ile zabawy jak wygląda takie szkolenie cenowo i czy są grupy wiekowe podzielone według stopnia zaawansowania i jakie postępy zrobiło twoje dziecko, czy skręca pługiem czy równolegle, czy jazda na nartach odbywała się na wydzielonej części stoku gdzie nikt nie przeszkadzał czy na ogólnie dostępnej części

Czy Majka to twoja siostra ??? pisze o tej samej szkole nie ma potrzeby dublować tematów

Pozdrawiam